środa, 22 kwietnia 2015

Black and White Angel 4

Jamie przygwoździł Rossalie do ziemi. Zaczęła się z nim mocować na ręce, ale najwyraźniej był dla niej za silny. Nie, to było złe sformułowanie i określenie, ponieważ chwilę później to ona go przygwoździła. 
Zwinnie wygięła plecy w łuk i zdjęła ze ściany mały sztylecik, przyłożyła go do szyi Jamie'go.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia?- zapytała z wrogością w głosie.
- Jesteś całkiem dobra- rzucił od niechcenia.
- Nie to chciałam usłyszeć. Na przykład takie słowo jak PRZEPRASZAM?- wbiła mu mocniej ostrze sztyletu w nagą skórę szyi.
- Oh, żebyś czasem...- podniósł rękę, by wyrwać jej sztylet z ręki, ale dziewczyna postawiła na niej nogę.- To trochę krępująca poza.
Szybko się podniosła, chwyciła za łuk i wycelowała strzałę w Jamie'go. Gdyby nie jego idiotyczny uśmieszek strzeliła by, ale szkoda takiego debila. 
Jamie w mgnieniu oka, złapał Rossalię za nadgarstek, którym trzymała łuk. Opuścił go i się do niej zbliżył. Gdy był wystarczająco blisko, by ją pocałować, kopnęła go w brzuch. Cofnął się kilka kroków w tył, sycząc z bólu.
- Przepraszam, ale za co?!- wykrztusił drwiąco.
- Dziękuję za przeprosiny.- Uśmiechnęła się i zarzucając włosami na bok, pokierowała się w stronę wyjścia.

/\/\/\

Rossalie wyszła na korytarz. Jak dobrze pamiętała musiała skręcić w lewo. Ruszyła w zapamiętany korytarz. 
Niestety pomyliła się i trafiła pod gabinet dyrektora. Chwilę się zastanowiła co teraz zrobić.
Nagle zza drzwi wyszedł chłopak. Bardzo kogoś jej przypominał.
Oczywiście, to Dylan. Ale co on tu robił?
- Tak, proszę pana, powiem jej.- powiedział, gdy zamykał drzwi. Jego oczy zatrzymały się na mnie ze zdziwieniem.
- Dylan? Co ty tu robisz?- zapytała niepewnie.
- Ja tu mieszkam, a ciebie wzywa dyrektor. Czemu nie mówiłaś, że jesteś Łowcą?- dopytywał.
- Czemu miałabym ci to mówić jesteś tylko jakimś marnym, rozpuszczonym bachorem z sąsiedztwa.- wygarnęła mu.
- Jak zawsze urocza- skomentował.
- Skoro dyrektor mnie wzywa to pójdę do niego.- wyminęła go i zapukała do drzwi. Nie usłyszała odpowiedzi ani zaproszenia, ale i tak tam weszła. Dyrektor siedział za biurkiem i się przyglądał ekranowi laptopa.- Prosił mnie pan bym przyszła.
- A tak, siadaj mam coś z tobą do omówienia.- powiedział wskazując ręką krzesło przed biurkiem. Podeszła do niego niepewnie. Mężczyzna wyglądał groźnie.- Napisałaś, że jesteś z rodziny Black'ów. A imiona twoich rodziców to Caroline i Alister. 
- Tak,co ma to do rzeczy?- spojrzała na niego pytająco.
- To, że twoja rodzina w przeszłości zrobiła bardzo okropne rzeczy i niestety musisz opuścić tą Akademię.- Zrobił jakiś dziwny, nieokreślony ruch ręką i naglę przed moimi oczami pojawiła się ciemność.

/\/\/\

Przepraszam, że taki krótki, ale tymczasowo nie mam weny i piszę co mi palce karzą, więc to tylko tyle. Jeśli was zaintrygowałam zakończeniem tego rozdziału, to cierpliwie czekajcie na następny. :)


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Black and White Angel 3

Pomiędzy dwoma łóżkami leżał nagi chłopak.
Rossalie i Vanessa wybuchnęły śmiechem. Oparły się o futrynę drzwi i ledwo stały na nogach.
- Ale tyłeczek ma całkiem ładniusi- uśmiechnęła się Vanessa.
- Ta dziewczyna też ma całkiem fajny tyłek- powiedział Jamie, który właśnie wszedł do pokoju. Dziewczyna, która spała na łóżku, miała długie rude włosy i piegowate plecy, równie jak chłopak była naga i odkryta kołdrą.
Jamie wyminął Rossalię i podszedł do chłopaka i kopnął go lekko w żebra. Chłopak cicho jęknął.
- Fabian, wstawaj i idź ubrać majtki, panienki tu są- po słowach Jamie'go, obudzony wstał. Rossalie szybko zakryła oczy dłonią, cicho chichocząc. Fabian ją wyminął i poszedł do pokoju, który chyba do niego należał.
- Kto to był?- Rossalie zapytała, odsłaniając już oczy.
- To był Fabian Hilson, trener Vanessy i mój- niestety- przyrodni brat.- Jamie wyganiał leżącą na łóżku dziewczynę.
- Ojej, będę ćwiczyć z przystojniakiem- pisnęła Vanessa.- I puścił do mnie oczko, bo byłam na tyle mądra, że nie zakryłam oczu. Żałuj, bo już nigdy go możesz nie ujrzeć bez matek.- Dała kuksańca Rossalie.
Gdy rudowłosa dziewczyna wyniosła się z tego pokoju, nowe uczennice weszły do swojego nowego pokoju. Wjechały walizkami pod samą szafę i zaczęły już się rozpakowywać, gdy zobaczyły jak wygląda ich "mundurek".
Strój składał się z białej koszuli, czarnej marynarki z logiem Akademii, o wiele za krótkiej, czarnej spódniczki mini, zdobionych w różnie wzory rajstopy i bardzo wysokie szpilki. Wszystkiego było po dwie sztuki, nie wliczając sześciu koszul na każdy dzień tygodnia- poza niedzielą.  W pokoju były dwie szafy. Jedna po prawej, druga po lewej. Rossalie dostała tę po lewej, ponieważ wybrała łóżko po lewej. Były też dwie komody, w których był również kolejny zestaw stroi i bielizna.
Drugi stój składał się z czarnego, sportowego topu, białej bokserki, która miała nadruk na plecach Nowicjusz 69 Akademia im. P. McLucky- Bokserka wyglądała trochę jak koszulka do gry w football i była na prawdę ogromna-, w zestawie znajdowały się jeszcze bardzo krótkie i bardzo obcisłe spodenki, wysokie, czarne coversy i ciemno-szara bluza z kapturem z rękawami trzy czwarte.
Bielizna była natomiast okropna. Koronkowy stanik, koronkowe majtki i- na szczęście- zwykłe czarne skarpetki, wszystkiego po osiem. Znalazła również piżamę, była on zrobiona równie z czarnej koronki i jak na wzrost Rossalie sięgaja do połowy ud. Niestety nie było do tego spodenek.
Ten dyrektor to jakiś zboczony psychopata, pomyślała Rossalie. Myślała, że ktoś podmienił jej ubrania, ale Vanessa miała takie same zestawy. Na szczęście wzięłam własną bieliznę.
- Rossalie za dziesięć minut, masz zjawić się na sali treningowej numer 4. I przebież się w strój do treningów. Jest w komodzie!- Krzyknął Jamie z małego korytarzyka i najwyraźniej wyszedł.
- O mój  Boże, ja mam to założyć?!- krzyknęła Rossalie.
- Mi się podobają- zachwalała Vanessa.
- Ty się ubierasz w takie coś na co dzień- spiorunowała ją wzrokiem.
Rossalie wzięła z komody strój do treningów i poszła do łazienki, by się przebrać.
Pomieszczenie było całkiem duże i nieprzyjemne. Wszystkie elementy były w barwach bieli, czerni i szarości. Osobiście lubiła taki klimat, ale to wyglądało okropnie.
Rossalie przebrała się w wybrany strój. Spodenki ściskały ją przy zakończeniach, a w tej koszulce wyglądała jak w worku na ziemniaki, ale jak taki strój jest wymagany, to musi go założyć.

/\/\/\

Sala treningowa numer 4 była mała, prostokątna i zimna. Na połowie dłuższej ściany były poprzyczepiane, różnego rodzaju bronie, od łuków do najróżniejszych sztyletów. Na ścianie, na wprost drzwi wejściowych, było duże lustro.
Wyglądam całkiem seksownie w tym stroju, pomyślała Rossalie przyglądając się sobie w lustrze.
Na ścianach obok broni i na wprost, były różne tarcze. Na środku sali było poustawiane kilka manekinów, również z tarczami na piersi. Bardziej przy końcu sali, koło lustra były maty do Yogi itp.
Jamie stał przy ścianie z bronią w podobnym stroju do Rossalie, tylko on miał dłuższe spodenki i nie miał topu, który był widoczny, gdy Rossalie podnosiła ręce, ponieważ koszulka miała bardzo szeroko wycięte otwory na ręce.
Rossalie podeszła do trenera.
- Jaką bronią chciałabyś się posługiwać?- zapytał odwracając się do niej twarzą.
- Hmm... Tata zawsze mnie uczył strzelać z łuku, ponieważ mama strzelała i dzięki łukowi tata zawdzięczał jej życie...
- Dobra przestań, nie obchodzi mnie twoja rodzina.- przerwał jej. Zdjął ze ściany drewniany zwykły łuk, który był dla początkujących. Wręczył go dziewczynie, później wziął kołczan z sześcioma strzałami.- Dobra, pokarz co umiesz... Traf z tej pozycji w tamtego manekina.- Wskazał ręką drewniany słup z czerwoną tarczą. Wzięła od niego kołczan, zarzuciła na jedno ramie. Wyjęła z niego jedną strzałę, nałożyła na cięciwę, napięła ją. Ułożyła ramiona w odpowiedniej pozycji i strzeliła w sam środek tarczy. Gdy wyjęła następną strzałę, Jamie nie wiadomo z jaki powodów, pociągnął w dół za jej koszulkę, tak mocno, że się przerwała i Rossalie została w topie.
- A to za co?!- krzyknęła i go spoliczkowała. Tak mocno go uderzyła, że przez chwilę piekła ręka ją. Jamie złapał się za czerwony polik.
- Ta koszulka ci tylko przeszkadzała- powiedział, dziwnie spokojnym głosem.
- To było trzeba mnie poinformować o tym, a nie zrywać jej z mojego ciała!- to zdanie bardzo dziwnie zabrzmiało. Rossalie wycelowała w niego strzałą, ale gdy tylko ją wypuściła, Jamie się na nią rzucił.

/\/\/\

Jak Wam się podoba nowy rozdział? Jest bardzo dziwny i nie wiem czy taki rodzaj pisania Wam się podoba. Jeśli ktoś wyłapie błąd napiszcie, w którym zdaniu, a ja go zmienię. Proszę o komentarze :)

sobota, 18 kwietnia 2015

Black and White Angel 2

Rossalie wróciła do domu, wzięła nóż kuchenny i nadal lekko rozgniewana po wiadomości od Kongresu Łowców, rozcięła różową wstążkę przywiązaną do Jamie'go. Nadal spał i mruczał jakieś niewyraźne słowa.
- Dylan! Wstawaj gówniarzu, muszę cię odstawić do domu!- próbowała obudzić śpiącego, młodszego sąsiada. Gdy się nie poruszył, zrzuciła go z kanapy.- Nie wiem czy ostrzegałam, ale masz wstawać!
- Już dobrze, dobrze- mówił lekko pijanym głosem. Uniósł rękę w znak pokoju i powoli zaczął się podnosić. Rossalie gwałtownie go podniosła i łapiąc za kark wyprowadziła z mieszkania. Wyjęła klucz spod wycieraczki i zamknęła drzwi.
Dziesięć minut później rozmawiała z rodzicami Dylana.
- Przepraszam cię Rossalie jeszcze raz za to, że został u ciebie na noc- przepraszała starsza kobieta, która była matką Dylana.
- Nie ma sprawy, tylko pożyczyłam Dylanowi pięćdziesiąt dolarów i chciałabym je odzyskać.- Po słowach Rossalie, kobieta odwróciła się i poszła do kuchni. Gdy wróciła w ręku trzymała dwa banknoty stu-dolarowe i wręczyła mi się w zamkniętą dłoń.- Ale proszę pani tylko pięćdziesiąt, a nie dwieście.
- Oh, Rossalie to wynagrodzenie, poza tym muszę ci zapłacić za ten wieczór.- Kobieta się miło uśmiechnęła.- A teraz zmykaj i idź się pobawić.
Rossalie wyszła zdziwiona z domu Dylana i powoli wracała do domu. Otworzyła drzwi tym samym zapasowym kluczem, co zamknęła i schowała go z powrotem pod wycieraczkę.
Wchodząc do mieszkania nuciła Thinking Out Loud- Ed Sheeran. Gdy weszła do kuchni, stanęła jak wryta ze zdziwieniem na twarzy. Jamie siedział przy barku i jakby nigdy nic siedział popijając kawę i czytając jej list od Kongresu.
Zdenerwowana podeszła do niego i wyrwała mu list z ręki.
- Hmm... Panienka Black, widzę, że cię znalazłem. Od tygodnia już ciebie szukam, a takie pytanie, co ja robiłem na balkonie?- zapytał przypatrując się Rossalie.
- Nie wiem, może moja współlokatorka cię przywiązała. A tak w ogóle cudzych listów nie nie czyta- zmrużyła oczy.
- Skoro mamy ze sobą współpracować, to muszę wiedzieć ile już już jesteś Łowcą?- zaczął.
- Jestem Łowcą od trzech lat.
- Ok, ile lat byłaś w Akademii Łowców?
- Nie byłam, uczyłam się co nieco od ojca jak byliśmy jeszcze w Marko.
- No to idź się pakuj, bo ja z szeregowcami nie będę się cackać.
- Nie.
- Co proszę?
- Nie, nie, nie.
Gwałtownie wstał i się do mnie przybliżył. Trochę się go przestraszyła. Sięgała mu do piersi, ogólnie boi się wysokich mężczyzn, a ten był bardzo, bardzo wysoki. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyła.
- Boisz się mnie- stwierdził.
- Nie...
- Widzę to, boisz się wysokich mężczyzn.
- Nie, skąd ten pomysł...
- Oh, nie kłóć się ze mną, tylko idź się pakuj.
- NIE BĘDĘ SIĘ PAKOWAĆ.- niemal krzyknęła.- Nie jeśli, nie będzie tu Vansessy.
- O Boże, z dziewczynami...- wyraźnie był już zdenerwowany.- Dzwoń do niej, niech tu przyjeżdża.
- Ona musi zamknąć Czarnego Anioła.- przedrzeźniała go. W momencie gdy Jamie chciał coś odpowiedzieć, drzwi się otworzyły.
- Joł gnojki, zamknęłam was wszystkich! Świętujemy, to był ostatni!- krzyczała Vanessa. Weszła do kuchni gdzie Rossalie i Jamie rozmawiali i zatrzymała się zdziwiona.- Oh... Słodziak się obudził?
- Yyy... Vanes, to jest Jamie, ten pijany debil co spał na balkonie.- przedstawiła go, zakłopotana Rossalie.
- Tak wiem, sama go przywiązałam, ale dlaczego tak dziwnie stoicie jakbyście się całowali?- wskazała na nich palcem, na co Rossalie szybko się od niego odsunęła.
- Ten koleś jest podobno moim nowym współpracownikiem- dziewczyna lekko się zawahała.
- CO?! To było w liście od Kongresu?- podbiegła do przyjaciółki i ją przytuliła.
- Rossalie, masz swoją przyjaciółkę, a teraz idź się pakuj, może jeszcze zdążymy dojechać przed czwartą.- przerwał im poirytowany Jamie.
- Gdzie jedziesz? Jadę z tobą.- poinformowała wszystkich Vanessa.
- Muszę jechać do Marko, bo Jamie musi mnie zawieść do Akademii Łowców. Nie wiem czy ty też możesz jechać...- popatrzyła błagalnie na Jamie'go.
- Jak musi...- zlitował się.
Pisnęły jednocześnie i razem pobiegły do pokoi.

/\/\/\


Dwie godziny później obydwie były już gotowe do drogi. 
- Otworzyłem Przejście w drzwiach do łazienki, więc na razie do niej nie wchodźcie, chyba, że chcecie się już przenieść.- poinformował je Jamie.
- Nie!- krzyknęły jednocześnie.
Jamie tłumaczył jak co trzeba zrobić , by przenieść się do Akademii. Na początek trzeba się uspokoić, później otworzyć drzwi i wejść "do łazienki", i prawdopodobnie znają się na dziedzińcu.
Rossalie ciężko odetchnęła i powoli z dwoma walizkami po bokach tworzyła drzwi. Złapała za uchwyty walizek i niepewnie ruszyła przed siebie.
Najpierw jej oczom, ukazała się czerń i poczuła zimno na kurtce, jednak po niecałych dziesięciu sekundach zaczęły się pojawiać różne elementy przyrody: niebo, drzewa, małe jeziorko z krystaliczną wodą i trawa. Trochę dalej za polanką kreślił się kształt budynku. Uczucie po przejściu tutaj było bardzo dziwne, Rossalie czuła się jakby była pijana, ale po chwili to uczucie minęło.
Ruszyła do przodu, gdy poczuła, że podłoże jest na tyle stabilne by się po nim przemieszczać. Obok Rossalie pojawiła się uśmiechnięta Vanessa, a zaraz po niej z poważną miną Jamie. Chłopak powiedział, że budynek, który jest przed nami to Akademia Łowców im. Pierce McLuck, pierwszego Łowcy, który schwytał Czarnego Anioła.
Akademia była ogromna, wykonana w stylu wiktoriańskim, był raczej w kształcie podkowy z czterema wieżami, wyglądał niemal jak pałac. Wszyscy szli od przodu, gdzie był ogromny dziedziniec, wypełniony nastolatkami w czarnych mundurkach. Na dziedzińcu były tylko drzewa, ławki i pomnik Pierce'a.
W miarę jak się zbliżali budynek robił co raz większe wrażenie na Rossalie i Vanessie. Znaleźli się na dziedzińcu. Wszystkie mijane osoby dziwnie się na nich patrzyły. Jamie zaprowadził je do gabinetu dyrektora, by nas zarejestrować. Po drodze mijali korytarze zrobione z kamienia i drewna.
W końcu dotarli do gabinetu dyrektora, obydwie usiadły na krzesłach z wiśniowego drewna. Gabinet był całkiem przyjemny, ale wyglądał pospolicie poza figurkami aniołów.
Dyrektor przedstawił się jako Joshua Sudlinsky, był młodszy niż mi się wydawało. Miał ciemne krótkie włosy, jasne oczy i tygodniowy zarost. Nie wyglądał na miłego i taki też nie był.
- Panie Williams, co te dwie dziewczyny tu robią?- zapytał groźnie dyrektor.
- Muszą się uczyć, ponieważ nigdy nie były na żadnych tego typu akademiach.- odpowiedział łagodnie Jamie.
- Więc wypełnijcie papiery, a ty Williams będziesz, którąś trenował, bo mam tylko jednego wolnego trenera, może pan sobie wybrać.- Głos dyrektora był nadal groźny.
- Dobrze proszę pana, wybieram tą w brązowych włosach.- Rossalie przewróciła oczami.
Dyrektor dał formularz Rossalie i Vanessie. Na kartce były gównie rubryki: wiek, imię, nazwisko, doświadczenia, imiona rodziców, itp.
Dostały wspólny pokój dzielony z- niestety- Jamie'm i jakimś kolesiem, który będzie trenował Vanessę.
Pokój był na parterze w lewym skrzydle, gdzie pokoje były łączone z chłopakami. Ciągnąc ciężkie walizki doszły w końcu do drzwi z metalowym numerkiem 301, otworzyły drzwi i kamień spadł im z serca. W środku był mały korytarzyk z drzwiami. Jedne prowadziły prosto, drugie w prawo, trzecie w lewo. Rossalie na początku otworzyła środkowe, za którymi kryła się łazienka, po lewej stronie była sypialnia, ale jak wydać zajęta, bo był w niej bałagan. Czyli pokój Rossalie i Vanessy był po prawej. Weszły do środka i widok je zaszokował.

/\/\/\

Jak Wam się podoba kolejny rozdział? Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta.
Proszę o komentarze :)

wtorek, 14 kwietnia 2015

Black and White Angel 1

Rossalie stała na tyłach klubu, do którego zawsze uciekał jej sąsiad Dylan, kiedy się nim opiekowała. Padał deszcz przez co była cała mokra.
Gówniarz, pomyślała. Za godzinę mam oddać go jego rodzicom. Byle by nie był pijany. Wysłała do niego SMS-a z informacją, że czeka na tyłach klubu i jeśli nie zjawi się w najbliższej minucie rodzice obetną mu kieszonkowe.
Po chwili Rossalie usłyszała trzask drzwi. Szarpnęła chłopaka i przyparła do muru.
- Gówniarzu, jeszcze raz...- umilkła, gdyż chłopakiem, którego przyparła do ściny nie był Dylan. Natomiast był to jakiś młody chłopak o blond, zmierzwionych włosach i błękitnych oczach, w których widziała zdziwienie.
- Rossalie, co ty robisz?- Tym razem był to Dylan, który wszedł przez drzwi. Rossalie miała bardzo rozzłoszczoną minę.
- Jeszcze raz uciekniesz z domu, a powiem twoim rodzicom, by ucięli ci kieszonkowe- pacnęła go w tył głowy, tak aż spadła do brudnej kałuży.
- Współczuję chłopie, ale...- odezwał się blondyn.
- Nie wcinaj się, a tak w ogóle to, co ty tu robisz?- podeszła do nieznajomego.
- Ten "gówniarz" ukradł mi pieniądze!- mężczyzna był najwyraźniej pijany.
- Czy to prawda?- Rossalie podeszła do Dylana.
-Kiedy stałem przy barze, podszedł do mnie i się zapytał czy nie chcę 50 dolarów, pomachał mi nimi przed nosem, więc wziąłem.- Dylan z wrogością patrzył na oskarżyciela.
- To mi je oddaj gnojku, nie mam jak zapłacić za taksówkę.- Mężczyzna już zbliżył się do Dylana, gdy Rossalie stanęła między nimi.
- Nie mam, wydałem- Rossalie spojrzała na niego ze zdziwieniem i niedowierzaniem.- Ross, a ty masz?
- Nie, ale możemy pójść do ciebie i mu je oddasz.- popchnęła go lekko w stronę ulicy.
- Mama nie zostawiła mi kluczy- oświadczył.
- Oh... Pożyczę ci. Chodźcie.- Wszyscy razem ruszyli w stronę drogi, Dylan zawrócił jeszcze po czapkę. Chłopak, który lekko się zataczał, przedstawił się jako Jamie.
Dość powolnym krokiem doszli do trzy piętrowego bloku.
- Cholera, zostawiam klucze w środku, a Vanessa na pewno zamknęła i poszła spać. Musimy wejść schodami pożarowymi.- Jamie wydał z siebie zduszony dźwięk.- Wcale nie musisz odzyskać tych pieniędzy, możesz zostać.
Jamie ruszył pewnym, ale pijanym krokiem i asekurując good tyłu wszyscy weszli na drugie piętro. Stali na balkonie, kiedy Rossalie mocowała się z oknem. W końcu Jamie nie wytrzymał i rozbił okno kopniakiem. Trzepnęła go mocno w głowę, a on jęknął i lekko ją rozmasował. Uważając na szkło weszła do środka, a za nią chłopcy.
Zostawiła ich w salonie, a sama udała się do swojej sypialni, by wyjąć pieniądze. Gdy z wyliczoną kwotą wróciła do pokoju, stanęła jak wryta. Jamie był przytulony do Dylana i razem usnęli. Wróciła po cichu do pokoju. Zostawiła pieniądze na komodzie i w ubraniach usnęła na łóżku

/\/\/\

Vanessę obudziło hałas tłuczonego szkła. Zerwała się na równe nogi, ścisnęła ręce w pięści i nauczona samoobrony, powoli wkroczyła do salonu.
Zadziwił ją widok, który ujrzała. Dylan był przygnieciony przez jakiegoś śmierdzącego faceta. Powoli do niego podeszła, szturchnęła go lekko, bosą stopą. Nie poruszył się, ale oddychał.
Złapała go za ręce i wyciągnęła go przez rozbite okno.
- Ten durny bachor znowu przyprowadził przybłędę.- mruknęła pod nosem. Podniosła go lekko do góry.- Jesteś nawet przystojny, szkoda mi cię zrzucać z tych schodów.
Wbiegła z powrotem do swojego pokoju, znalazła kawałek różowej wstążki i wróciła na balkon. Przywiązała ręce faceta do ramy barierki. Zawiązała wstążeczkę na tyle sposobów żeby było można tylko rozciąć ją nożem.
Spokojna, że nie zostanie okradziona, wróciła do domu. Na zegarku wybiła 23.00. Podniosła Dylana i położyła go na kanapę i przykryła kocem w tęczowe kotki. Pod drodze do sypialni zaszła do sypialni swojej współlokatorki i zarazem przyjaciółki Rossalie. 
Dziewczyna spała w ubraniu, wyraźnie wykończona po pościgu z młodym. Uśmiechnęła się lekko i wróciła do sypialni.

/\/\/\

Rossalie wstała tuż przed dziewiątą, poszła do kuchni, zaparzyć herbatę. Siorbiąc za ciepłe picie, usiadła przy barku w kuchni. Jej wzrok przykuła dziwna koperta w stosie poczty. Podniosła ją i przeczytała przód.

Do:
Rossalie Black
Macon Street 9/3 Mordwood
Od:
XXXX

Rozerwała kopertę trzęsącymi się rękoma. To był list od Kongresu Łowców. Wyjęła ze środka równie czarną kartkę i zaczęła czytać.

Droga panno Black, 
Mam dla Pani przykre wiadomości, ale zostaje Pani przydzielona do innego Łowcy. Jest nim Jamie Williams. Przybędzie do w ciągu najbliższych kilku dni. Jest on zsyłany z samego Marko. (Dołączono zdjęcie Łowcy). Proszę przekazać Pani Vanessie Austin, że ma również nowego współpracownika, również dostanie list.
Z poważaniem
Elinor Foxx.

O mało co nie spadła z krzesła, uwielbiała swoją przyjaciółkę, a teraz miał zastąpić ją ktoś inny... 
Wyjęła zdjęcie z koperty. Na zdjęciu był wczorajszy pijak, który usnął u niej w domu. Rzuciła mocno wszystkimi papierami i zauważyła liścik od Vanessy.

Współczuję listu od KŁ.
Ps. Jakiś pijak wszedł do domu, przywiązałam go do barierki :)
Vanes.

Szybko wybiegła, przez nadal rozbite okno. Rzeczywiście, Jamie był przywiązany różową wstążką do barierki. Na policzku miał odciśniętą różową pomadkę Vanessy. Rossalie zaczęła się śmiać.