Rossalie wróciła do domu, wzięła nóż kuchenny i nadal lekko rozgniewana po wiadomości od Kongresu Łowców, rozcięła różową wstążkę przywiązaną do Jamie'go. Nadal spał i mruczał jakieś niewyraźne słowa.
- Dylan! Wstawaj gówniarzu, muszę cię odstawić do domu!- próbowała obudzić śpiącego, młodszego sąsiada. Gdy się nie poruszył, zrzuciła go z kanapy.- Nie wiem czy ostrzegałam, ale masz wstawać!
- Już dobrze, dobrze- mówił lekko pijanym głosem. Uniósł rękę w znak pokoju i powoli zaczął się podnosić. Rossalie gwałtownie go podniosła i łapiąc za kark wyprowadziła z mieszkania. Wyjęła klucz spod wycieraczki i zamknęła drzwi.
Dziesięć minut później rozmawiała z rodzicami Dylana.
- Przepraszam cię Rossalie jeszcze raz za to, że został u ciebie na noc- przepraszała starsza kobieta, która była matką Dylana.
- Nie ma sprawy, tylko pożyczyłam Dylanowi pięćdziesiąt dolarów i chciałabym je odzyskać.- Po słowach Rossalie, kobieta odwróciła się i poszła do kuchni. Gdy wróciła w ręku trzymała dwa banknoty stu-dolarowe i wręczyła mi się w zamkniętą dłoń.- Ale proszę pani tylko pięćdziesiąt, a nie dwieście.
- Oh, Rossalie to wynagrodzenie, poza tym muszę ci zapłacić za ten wieczór.- Kobieta się miło uśmiechnęła.- A teraz zmykaj i idź się pobawić.
Rossalie wyszła zdziwiona z domu Dylana i powoli wracała do domu. Otworzyła drzwi tym samym zapasowym kluczem, co zamknęła i schowała go z powrotem pod wycieraczkę.
Wchodząc do mieszkania nuciła
Thinking Out Loud- Ed Sheeran. Gdy weszła do kuchni, stanęła jak wryta ze zdziwieniem na twarzy. Jamie siedział przy barku i jakby nigdy nic siedział popijając kawę i czytając jej list od Kongresu.
Zdenerwowana podeszła do niego i wyrwała mu list z ręki.
- Hmm... Panienka Black, widzę, że cię znalazłem. Od tygodnia już ciebie szukam, a takie pytanie, co ja robiłem na balkonie?- zapytał przypatrując się Rossalie.
- Nie wiem, może moja współlokatorka cię przywiązała. A tak w ogóle cudzych listów nie nie czyta- zmrużyła oczy.
- Skoro mamy ze sobą współpracować, to muszę wiedzieć ile już już jesteś Łowcą?- zaczął.
- Jestem Łowcą od trzech lat.
- Ok, ile lat byłaś w Akademii Łowców?
- Nie byłam, uczyłam się co nieco od ojca jak byliśmy jeszcze w Marko.
- No to idź się pakuj, bo ja z szeregowcami nie będę się cackać.
- Nie.
- Co proszę?
- Nie, nie, nie.
Gwałtownie wstał i się do mnie przybliżył. Trochę się go przestraszyła. Sięgała mu do piersi, ogólnie boi się wysokich mężczyzn, a ten był bardzo, bardzo wysoki. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyła.
- Boisz się mnie- stwierdził.
- Nie...
- Widzę to, boisz się wysokich mężczyzn.
- Nie, skąd ten pomysł...
- Oh, nie kłóć się ze mną, tylko idź się pakuj.
- NIE BĘDĘ SIĘ PAKOWAĆ.- niemal krzyknęła.- Nie jeśli, nie będzie tu Vansessy.
- O Boże, z dziewczynami...- wyraźnie był już zdenerwowany.- Dzwoń do niej, niech tu przyjeżdża.
- Ona musi zamknąć Czarnego Anioła.- przedrzeźniała go. W momencie gdy Jamie chciał coś odpowiedzieć, drzwi się otworzyły.
- Joł gnojki, zamknęłam was wszystkich! Świętujemy, to był ostatni!- krzyczała Vanessa. Weszła do kuchni gdzie Rossalie i Jamie rozmawiali i zatrzymała się zdziwiona.- Oh... Słodziak się obudził?
- Yyy... Vanes, to jest Jamie, ten pijany debil co spał na balkonie.- przedstawiła go, zakłopotana Rossalie.
- Tak wiem, sama go przywiązałam, ale dlaczego tak dziwnie stoicie jakbyście się całowali?- wskazała na nich palcem, na co Rossalie szybko się od niego odsunęła.
- Ten koleś jest podobno moim nowym współpracownikiem- dziewczyna lekko się zawahała.
- CO?! To było w liście od Kongresu?- podbiegła do przyjaciółki i ją przytuliła.
- Rossalie, masz swoją przyjaciółkę, a teraz idź się pakuj, może jeszcze zdążymy dojechać przed czwartą.- przerwał im poirytowany Jamie.
- Gdzie jedziesz? Jadę z tobą.- poinformowała wszystkich Vanessa.
- Muszę jechać do Marko, bo Jamie musi mnie zawieść do Akademii Łowców. Nie wiem czy ty też możesz jechać...- popatrzyła błagalnie na Jamie'go.
- Jak musi...- zlitował się.
Pisnęły jednocześnie i razem pobiegły do pokoi.
/\/\/\
Dwie godziny później obydwie były już gotowe do drogi.
- Otworzyłem Przejście w drzwiach do łazienki, więc na razie do niej nie wchodźcie, chyba, że chcecie się już przenieść.- poinformował je Jamie.
- Nie!- krzyknęły jednocześnie.
Jamie tłumaczył jak co trzeba zrobić , by przenieść się do Akademii. Na początek trzeba się uspokoić, później otworzyć drzwi i wejść "do łazienki", i prawdopodobnie znają się na dziedzińcu.
Rossalie ciężko odetchnęła i powoli z dwoma walizkami po bokach tworzyła drzwi. Złapała za uchwyty walizek i niepewnie ruszyła przed siebie.
Najpierw jej oczom, ukazała się czerń i poczuła zimno na kurtce, jednak po niecałych dziesięciu sekundach zaczęły się pojawiać różne elementy przyrody: niebo, drzewa, małe jeziorko z krystaliczną wodą i trawa. Trochę dalej za polanką kreślił się kształt budynku. Uczucie po przejściu tutaj było bardzo dziwne, Rossalie czuła się jakby była pijana, ale po chwili to uczucie minęło.
Ruszyła do przodu, gdy poczuła, że podłoże jest na tyle stabilne by się po nim przemieszczać. Obok Rossalie pojawiła się uśmiechnięta Vanessa, a zaraz po niej z poważną miną Jamie. Chłopak powiedział, że budynek, który jest przed nami to Akademia Łowców im. Pierce McLuck, pierwszego Łowcy, który schwytał Czarnego Anioła.
Akademia była ogromna, wykonana w stylu wiktoriańskim, był raczej w kształcie podkowy z czterema wieżami, wyglądał niemal jak pałac. Wszyscy szli od przodu, gdzie był ogromny dziedziniec, wypełniony nastolatkami w czarnych mundurkach. Na dziedzińcu były tylko drzewa, ławki i pomnik Pierce'a.
W miarę jak się zbliżali budynek robił co raz większe wrażenie na Rossalie i Vanessie. Znaleźli się na dziedzińcu. Wszystkie mijane osoby dziwnie się na nich patrzyły. Jamie zaprowadził je do gabinetu dyrektora, by nas zarejestrować. Po drodze mijali korytarze zrobione z kamienia i drewna.
W końcu dotarli do gabinetu dyrektora, obydwie usiadły na krzesłach z wiśniowego drewna. Gabinet był całkiem przyjemny, ale wyglądał pospolicie poza figurkami aniołów.
Dyrektor przedstawił się jako Joshua Sudlinsky, był młodszy niż mi się wydawało. Miał ciemne krótkie włosy, jasne oczy i tygodniowy zarost. Nie wyglądał na miłego i taki też nie był.
- Panie Williams, co te dwie dziewczyny tu robią?- zapytał groźnie dyrektor.
- Muszą się uczyć, ponieważ nigdy nie były na żadnych tego typu akademiach.- odpowiedział łagodnie Jamie.
- Więc wypełnijcie papiery, a ty Williams będziesz, którąś trenował, bo mam tylko jednego wolnego trenera, może pan sobie wybrać.- Głos dyrektora był nadal groźny.
- Dobrze proszę pana, wybieram tą w brązowych włosach.- Rossalie przewróciła oczami.
Dyrektor dał formularz Rossalie i Vanessie. Na kartce były gównie rubryki: wiek, imię, nazwisko, doświadczenia, imiona rodziców, itp.
Dostały wspólny pokój dzielony z- niestety- Jamie'm i jakimś kolesiem, który będzie trenował Vanessę.
Pokój był na parterze w lewym skrzydle, gdzie pokoje były łączone z chłopakami. Ciągnąc ciężkie walizki doszły w końcu do drzwi z metalowym numerkiem 301, otworzyły drzwi i kamień spadł im z serca. W środku był mały korytarzyk z drzwiami. Jedne prowadziły prosto, drugie w prawo, trzecie w lewo. Rossalie na początku otworzyła środkowe, za którymi kryła się łazienka, po lewej stronie była sypialnia, ale jak wydać zajęta, bo był w niej bałagan. Czyli pokój Rossalie i Vanessy był po prawej. Weszły do środka i widok je zaszokował.
/\/\/\
Jak Wam się podoba kolejny rozdział? Mam nadzieję, że ktoś to w ogóle czyta.
Proszę o komentarze :)